"Po chwili światło i półmrok mieszają się z sobą, wszystko nasyca się tym samym odcieniem jak na starych płótnach. Ponure dni nabierają kolorytu dni pogodnych, dni szczęśliwe popadają w melancholię tych smutnych. I to dlatego właśnie człowiek pragnie powracać do własnej przeszłości: ona jest smutna, a jednak czarująca."
Gustaw Flaubert W niewoli słowa i kobiet, Frederick Brown
Dawno temu, kiedy jeszcze nie byłam zapisana do pięciu bibliotek, wyjęłam z własnej półki książkę o Flaubercie, książkę bardzo bardzo grubą, ciężką i całą zapisaną drobnym druczkiem. Książkę kupiłam jeszcze dawniej, kiedy wszystkie dni były poniekąd pogodne. Dwa razy zabrałam ją na urlop i przywiozłam z powrotem nawet nie zacząwszy. W sumie nie wiem, co mnie powstrzymało wtedy, na pewno nie siedemset stron, bo wyobrażam sobie, że mam trzy książki przyklejone do siebie, na pewno nie liczne w tym wydaniu literówki, bo o nich nie wiedziałam. Nie powstrzymywał mnie również Flaubert, ponieważ bardzo go lubię, cenię i podziwiam. W każdym razie, książka przejechała setki kilometrów, przestała kilkanaście lat na półce i wreszcie się doczekała. Została przeczytana a ja zostałam z mieszanymi uczuciami. Miejscami Flaubert jest piękny i wzruszający, miejscami natomiast wręcz szokująco dosadny w wyrażaniu się i w sposobie życia (taki był wtedy widocznie wzorzec - domy publiczne w kategorii użyteczności plasowały się chyba zaraz po karczmach). A że, jak to się mówi powszechnie, pewnych rzeczy nie da się odzobaczyć, więc zostałam z tymi obrazami. W sumie całe szczęście, że w prozie Flaubert nie uznawał turpistycznych realiów, bo proces o obrazę moralności za Panią Bovary były dziś bardziej zrozumiały. Miejscami też w tej biografii Flauberta jest dużo, a miejscami dużo jest innych postaci, co chyba nie było aż takie konieczne.
Dużo jest cytatów z Flauberta i te cytaty są dużej urody (chyba, że to cytaty z listów do kolegów, w nich uroda jest wątpliwa a raczej przesłonięta różnymi skatologicznymi i drastyczno erotycznymi fragmentami). No cóż, zawsze można podążyć za jego radami:
"Życie to tak paskudny interes, że jedynym sposobem, aby je znosić, jest unikanie go dzięki egzystowaniu w Sztuce [...] czytaj wielkich mistrzów, ale robiąc to, próbuj rozumieć, co czyni ich wielkimi, aby zbliżyć się do ich duszy.
Czytaj Montaigne'a. czytaj go nieśpiesznie, z rozmysłem! On Cię uspokoi. I nie słuchaj ludzi, którzy mówią o jego egoizmie. Pokochasz go, zobaczysz. Ale nie czytaj go jak dziecko, dla zabawy, albo tak jak czytają kujony, aby się nauczyć. Nie. Czytaj, by żyć.
Podróżuj! Rozkoszuj się muzyką, malarstwem i horyzontami. Wdychaj boskie powietrze i zostaw za sobą wszystkie swoje troski."
O tak. Nawet podróżowałam kiedyś z Montaignem - pojechał ze mną w góry i nad morze i wrócił - nieprzeczytany. Ale też jest gruby i drobnym druczkiem, a tymczasem przede mną jeszcze anty (już wyjęty i też gruby), więc wszystko po kolei, tylko muszę wydostać się spod bibliotecznych stosików.
Tymczasem pozostaję na podróżowaniu bliskim ościennej Łodzi i w strugach deszczu rozkoszowałam się biblionetkowym spotkaniem. Na szczęście najgorsze strugi były za kawiarnianym oknem, odziana byłam w wełniane chusty, więc nie zmokłam i nie zmarzłam. Dużo było rozmów o muzyce, trochę o wnuczkach, trochę o remontach i trochę o Kubusiu Puchatku i czy jest płytki czy nie. A propos malarstwa i horyzontów dostałam przecudny prezent, notesik, nomen omen służący do podróżowania bo przecież wiadomo, że jak podróżować, to tylko z notesikiem (można i z journalami, journale będę miała nowe, ale o nich w następnym odcinku).
Można sobie zapisywać adresy i menu włoskich restauracji jak się chce, albo można też zapisywać coś innego, jeżeli jest się akurat w Zgierzu albo nie tak daleko jak we Włoszech.
Swoją drogą, kiedy tak oglądałam w zachwycie ów Piccolo guaderno di viaggio czyli little travel notebook (biedni ci Anglicy bez zdrobnień) czyli notesik podróżny, pomyślałam sobie, jakie mamy czasy z technologią i z usłużnymi telefonami. Teraz można w ogóle nie umieć pisać i komunikować się z asystentem Google paszczowo, co uwielbia robić moja czteroletnia wnuczka prosząc Google o bajeczki na You Tube
Google czasem myli dinozaury z Michaelem Jacksonem, ale mimo wszystko radzi sobie. I jak prosto jest dzisiaj, kiedy dostanie się włoski notesik, który z natury jest po włosku. Wystarczy wycelować w niego aplikację z tłumaczem i już wiemy, co miał na myśli Gabriele D'Annunzio
To bardzo przyjemna rzecz, takie notesiki podróżne, właściwie czuję się, jakbym tam była, śpiewała całą drogę, obierała krewetki i piła wino.
Natomiast Flauberta zakładałam niczym włoskim, ale moją najbardziej francuską zakładką, jaką mam
Dziś rano padał śnieg, ale trudno, i tak można słuchać muzyki, podróżować albo czytać o podróżach. No i pić wino, czego sobie i Wam życzę. :)
Dziękuję bardzo za odwiedziny i przemiłe komentarze! Dobrego dnia! Buona giornata!